Forum www.tworzymy.fora.pl Strona Główna
FAQ :: Szukaj :: Użytkownicy :: Grupy :: Galerie  :: Profil :: Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości :: Zaloguj  :: Rejestracja


Potępiona (+18)

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum www.tworzymy.fora.pl Strona Główna -> Fandom: Zmierzch / Niezakończone
Autor Wiadomość
Anak
Nowy



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:17, 02 Kwi 2009 Temat postu: Potępiona (+18)

Nie wiem jak to nazwać co napisałam, ale może to horror, może dramat, a na pewno nie komedia.
Kto chce to czyta, kto nie chce niech nie czyta, bo do niczego nie zmuszam

tekst betowany przez frill

Prolog

Rok 1991
Mała miejscowość niedaleko Madrytu. Hacjenda.
Wszędzie panowała ciemność. Rozgwieżdżone niebo bez jednej chmurki. Noc zaduszna. Ludzie zbierali się, aby powspominać zmarłych. Cisza i spokój. Tylko w jednej hacjendzie panował rozgardiasz, ale z innego powodu. To dziś, w ten szczególny dzień pani domu, jednej z największych hacjend w Hiszpanii, zaczęła rodzić. Wybrała najgorszy z możliwych dni. Ale dlaczego? Według legend dziecko narodzone w tym dniu, dniu zadusznym, w dodatku w nocy, miało być potępionym, przynoszącym wszelakie nieszczęście.
Poród od początku był pełen komplikacji. Zaczął się nagle. Nie było czasu na przewóz do szpitala lub kliniki. Udało się jedynie wezwać lekarza z pobliskiej miejscowości.
Krzyki pani dało się słyszeć w całym domu i hacjendzie. Były nie do zniesienia. Pan domu chodził zdenerwowany w kółko. Był pełen obaw. Nie mógł tego znieść. To miało być jego pierwsze dziecko, ale wolał, aby to się nigdy nie wydarzyło, żeby jego żona nie przeżywała takich katuszy. Pragnął tego dziecka, ale równocześnie obawiał się o nią. Była kruchą piękną kobietą, jedyną i niepowtarzalną. Wszędzie gdzie się pojawiała wzbudzała zachwyt. Teraz cierpiała i słabła. Tak strasznie pragnęła dziecka, a teraz wiła się z bólu.
Dokładnie o północy zapadła głucha cisza. Po chwili z pokoju wydobył się głośny płacz dziecka i wyszedł lekarz. Miał około pięćdziesięciu lat, a na twarzy można było dostrzec troskę i zmęczenie.
-Ma pan córkę. Gratuluję. Jest śliczna i zdrowa. - powiedział.
Jednak widać było coś jeszcze na jego twarzy. Strapienie i żal. Ręce pokryte świeżą krwią, wycierał w biały ręcznik. Miał do przekazania jeszcze coś, ale te słowa nie potrafiły wydobyć się z jego ust.
- Mogę się z nimi zobaczyć? - spytał pan domu.
Chciał jak najszybciej przytulić swoją żonę i dziecko. Zobaczyć jak się czują.
- Niestety. - głos się mu załamał. - Pańska żona nie przeżyła porodu. To było zbyt dużo jak na nią. Straciła za dużo krwi. - powiedział lekarz. - Nic nie mogłem zrobić.
Pan osunął się na podłogę i zalał się łzami. Z jednej strony cieszył się z powodu narodzin córki, ale teraz nie mógł znieść tej jednej rzeczy. Osoba, którą kochał najmocniej na świecie, umarła. Poświęciła siebie, aby dać mu dziecko. Wolałby jednak, aby ona żyła. Tylko z nią był szczęśliwy.

W tym samym czasie w Londynie.
- Stało się. - powiedział mężczyzna w czarnym płaszczu, do siedzącego w fotelu. Nie było widać twarzy.
-Przepowiednia wypełniła się. - usłyszał głos swojego pana. - Wezwij Renee. Czas, aby wykonała to, co jest jej przeznaczone.
Mężczyzna skłonił się i wyszedł, pozostawiając swojego pana samego.

Miesiąc później.
Służące na hacjendzie plotkowały między sobą. Szeptały, ponieważ gdyby je usłyszał pan lub ktoś z rodziny, na pewno zostałyby ukarane. Nie wolno było im rozmawiać na temat dziecka i pani domu.
- Co to za dziwna dziewczynka? - pytała jedna. - Ma czerwone włosy i ciemne, brązowe oczy. Jest jakaś dziwna. Nigdy nie płacze. Jedynym dźwiękiem, który wydała z siebie, był jej szloch w dniu narodzin.
- Dziwisz się. - odpowiedziała jej druga. - Przecież urodziła się w dniu Zadusznym i podobno o równej północy. Znasz legendy. Jeśli to prawda, to ta mała przyniesie, temu domowi nieszczęście.
Obie pokiwały głowami. - Do tego Pani umarła. To wszystko jest takie dziwne.
Ruszyły w drogę przez dom. Musiały pogasić wszędzie światła. Wszyscy już spali w swoich pokojach. Mała Bella leżała z zamkniętymi oczkami w swoim łóżeczku.
Wszystkie światła zgasły. Ktoś tylko na to czekał. Ktoś, kto obserwował dom, odkąd tylko zapadła ciemność. Nie była to jedna osoba. Było ich więcej, ubranych na czarno postaci, które otoczyły cały dom.
- Renee. - powiedział jeden z nich. - To twój czas. Idź po dziecko.
Czarnowłosa postać kiwnęła głową, ale nie wypowiedziała ani jednego słowa. Ruszyła przed siebie. Nie musiała pukać, nie musiała wchodzić. Wystarczyło, że dobrze się odbiła i już była w pokoju małej Belli. Dobrze wiedziała gdzie ma się kierować. Popatrzyła do różowego łóżeczka, gdzie opatulona leżała mała dziewczynka.
- A więc to ty, maleńka? - powiedziała szeptem i wzięła małe zawiniątko na ręce. - Już ja się tobą zaopiekuję, księżniczko.
Szybko, ale bezszelestnie opuściła pokój. Skoczyła z zawiniątkiem w dół i ruszyła w stronę towarzyszy. Dała tym samym znak. Znak do tego, aby ruszyli oni w stronę domu. To miał być koniec rodziny Lopez.
Nagle wszystko się zapaliło. Budynek ogarnęły płomienie.
Spaliła się jedna z największych hacjend w tej części Hiszpanii. Nikt nie przeżył, nie miał szans. Zginął pan domu, cała służba, zwierzęta. Dziecko również zostało uznane za zmarłe. Nikt nigdy nie dowiedział się, jakim sposobem to się stało.

Rok 1996
Londyn
Bella obudziła się w swoim łóżku zlana potem. Znów miała ten dziwny sen. Sen, w którym widziała płomienie, krzyki ludzi. Miała dziwne wrażenie, że skądś ich zna, że coś ją z nimi i z tym miejscem, które widziała łączy. Jakaś szczególna więź.
Odkąd pamięta, mieszkała we wspaniałej willi otoczona przez dziwnych ludzi. Zawsze bladzi i mający czerwone oczy. Mieli piękne, doskonałe twarze. Niektórzy patrzyli na nią z pożądaniem, nie z miłością, ale tak jakby chcieli ją pożreć. Nigdy nie wychodzili z nią na słońce. Zresztą tutaj i tak rzadko się ono pojawiało.
- Znów koszmar? – spytała, podchodząc do jej łóżka Renee.
Jak zwykle wyglądała olśniewająco w czarnej, długiej sukni.
- Mamusiu, znów mi się to śniło. - powiedziała mała Bella do niej i wyciągnęła rączki, aby wzięła ją na kolana. Nikt jej jeszcze nie wyjaśnił, że Renee nie jest jej prawdziwą matką. Woleli, aby myślała, że tak jest.
- To tylko zły sen i nic nie znaczy. - tłumaczyła jej tuląc ją do swojej piersi. - Jesteś głodna? Przyniosłam ci kolację. Musisz się dobrze odżywiać.
Podała jej tacę i patrzyła jak mała wcina swoje ulubione tortille z kurczakiem. Nigdy nie jadały razem. Zresztą to i tak nie miałoby sensu. Oni nie potrafili jeść, przynajmniej nie w takim sensie jak normalni ludzie. Bella nie zadawała jednak dużo pytań. Przekonała się, że nie zawsze jej odpowiadają szczerze.

Chwile później w salonie.
Przy kominku w fotelu siedział on, ten sam mężczyzna, który nakazał Renee zabrać Bellę.
- Znowu koszmary? - spytał Renee, która właśnie weszła do pokoju.
- Tak, Aro. - odpowiedziała - Znowu to samo, dom, ludzie i płomienie. Nigdy tego nie zapomni. Ona wie, że to dotyczy jej.
- Musi. Ty musisz sprawić, aby zapomniała. - odpowiedział. - Nawet jeśli się dowie, to ona nie może wiedzieć, że to my, że zabiliśmy jej rodzinę. Nigdy nie może się o tym dowiedzieć.
- Jak masz zamiar to ukryć? Prędzej czy później pozna prawdę. - odezwała się osoba stojąca za nią.
Aro obrócił się: - Charlie. Nie pytałem cię o zdanie. Gdy dorośnie pozna część prawdy. Wszystko prócz tego. - zamyślił się. - Zawołajcie Jamesa. - dodał.
Po chwili do pokoju wszedł młody, wyglądający na 20 lat chłopak.
- James! - powiedział Aro
- Tak panie! - odpowiedział i skłonił się przed swoim mistrzem.
- Wiesz, że mam wobec ciebie konkretne plany. - powiedział do niego spokojnie, ale stanowczo. - Kocham cię jak syna, bo sam cię stworzyłem ku temu. Jesteś niezwykły i niepowtarzalny.
- Dziękuje panie - chłopak uśmiechnął się.
Renee i Charlie spoglądali na siebie. Wiedzieli, że James jest jego ulubieńcem, i że jest podobny do Aro. Mieli ten sam charakter i chęć władzy. Traktowali siebie jak ojciec i syn. Aro uczył go wszystkiego. W przyszłości miał być kimś ważnym.
- Mam prośbę. - powiedział mężczyzna siedzący w fotelu. Było rzadkością, aby on o cokolwiek kiedykolwiek prosił. - Opiekuj się Bellą, Jamesie. Bądź zawsze przy niej tak, aby cię pokochała. Pamiętaj jednak, nic jej nie mów o jej życiu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wela
Pisarz



Dołączył: 05 Kwi 2009
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:04, 25 Kwi 2009 Temat postu:

Dużo błędów jest odnośnie dialogów. Radziłabym przeczytać tekst i poprawić. Jednak nie mam zamiaru wytykać ich wszystkich, bo zrobiłby się istny burdel, ale co do fabuły opowiadania jestem na tak.
Podoba mi się całe te zamieszanie, na razie jest to tylko prolog, ale mam nadzieję, że niebawem pojawi się rozdział i rozjaśni się więcej. Zastanawiam się kim jest Bella. Mam dziwne wrażenie, że nie jest normalna, a słowo potępiona za wiele mi nie mówi. Pomysł jest świetny, mam nadzieję, że wykonanie także będzie bardzo dobre - jeżeli takie będzie szykuje się naprawdę ciekawy fan fick.
Zaintrygowałaś mnie, mam nadzieję, że będziesz pisać nadal, mimo, że jak na razie czytelników wielu tu nie zawitało - cóż, forum się dopiero rozrasta Very Happy.
weny, pozdrawiam
wela.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anak
Nowy



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:32, 05 Maj 2009 Temat postu:

co do błędów to ja sama sprawdzałam kilkakrotnie tekst, i do tego frill, a że nie jestem polonistką lecz informatykiem to nie wiem co może być nie tak

Bella nie jest taka jak w sadze

no to teraz namieszam
nie wiem czy wam się będzie podobać, ale zamieszczam

betowane przez frill


Rozdział 1

Rok 2008 - czasy obecne

Minęło siedemnaście lat, odkąd w noc Zaduszną spaliła się hacjenda Lopezów ze wszystkimi jego mieszkańcami. Nigdy nie ustalono przyczyn pożaru. Identyfikacji nie udało się przeprowadzić z powodu złego stanu ciał. A raczej tego, co z nich zostało. Dlatego przyjęto, że nikt się nie uratował. Nikt nie wiedział, że ona jedna przeżyła. To przez nią zginęli.
Odtąd, rok w rok przynoszono w to miejsce kwiaty, znicze i świece w hołdzie wspaniałej rodzinie.

Nieubłaganie zbliżał się ten dzień, Zaduszny. Dzień jej urodzin. Dzień, w którym miała wreszcie poznać prawdę. Przynajmniej tak jej obiecywano.
- "Jak skończysz 17 lat będziesz na tyle duża, aby to zrozumieć". - Powiedział jej kiedyś James.
Nie wiedziała dlaczego, ale nie przepadała za nim. Ciągle jej pilnował. Wszędzie za nią chodził i podsłuchiwał. Kontrolował na każdym kroku. Nie miała do niego za grosz zaufania. Czuła, że nie może, nie potrafi być wobec niej szczery, ani ona wobec niego.
Ona rosła, on nic się nie zmieniał. Wciąż był wysokim młodym mężczyzną o nieskazitelnej urodzie. Miał długie blond włosy spięte w kucyk i bladą cerę. Jego spojrzenie zawsze powodowało u niej dreszcze na plecach. Czerwone oczy starały się ją przejrzeć na wylot, a ona próbowała za wszelką cenę unikać tego spojrzenia, jak i jego towarzystwa.
- Czemu ciągle za mną łazisz? - Spytała go miesiąc przed swoimi urodzinami.
Szła właśnie przez pobliski gaj, znajdujący się na terenie posiadłości. Nigdy nie wolno jej było opuszczać tego miejsca.
- Żebyś mi nie uciekła. – Uśmiechnął się do niej.
Nie był to jednak zwykły, przyjacielski uśmiech. Zawierał w sobie coś jeszcze.

Tak naprawdę miał inny cel. Wiedział, że tylko ona może go do niego doprowadzić. Pragnął władzy, a z nią u boku mógł ją zdobyć. Już nie musiałby przejmować się Aro. Choć traktował go jak ojca, wiedział, że ten chce go wykorzystać do własnych celów. Chciał z niego i z niej stworzyć maszyny, dwójkę wiernych poddanych. Ona była obdarzona nadzwyczajnymi możliwościami, a on posiadał cechy przywódcze. Zdecydował jednak, że to ona będzie marionetką, która mu pomoże.
- Nie mam przed czym uciekać. Tu jest mój dom. - Powiedziała i mimowolnie uśmiechnęła się. -To mój świat.
Nie znała innego życia. Zawsze żyła w tym miejscu, otoczona przez dziwnych ludzi. Ufała tylko dwóm osobom, Renee i Charliemu. To oni wiecznie ją wspierali i uczyli. Renee wyjawiała swoje sekrety i tajemnice, choć nie było ich zbyt wiele. Oni opowiadali jej historie, bajki, czytali książki. Miała w nich oparcie. Traktowała jak rodziców, przyjaciół, nauczycieli.

Przy kominku stał Aro wraz z Jamesem. Obaj mieli na sobie czarne ubrania, a płomienie odbijały się od ich bladych twarzy. Pogrążeni byli w rozmowie. Zaaferowani konwersacją nie wiedzieli, że ich dialogowi przysłuchuje się Renee i Charlie. Nie mogli ich wyczuć ze względu na jego zdolności, które przydawały się często, tym bardziej teraz.
- Wiesz, że za miesiąc są jej urodziny. - Powiedział spokojnie Aro. - I wiesz, co to oznacza.
Młody wampir pokiwał delikatnie głową.
- Od lat czekam na tą chwilę. - Powiedział spokojnie James. - Wreszcie wszystko się wypełni i ona będzie moja, tylko moja.
- Będzie twoja, ale wiesz dobrze, że trzeba uważać. Ona jest inna. Drzemie w niej niepowtarzalna siła. Posiada większą moc, niż każdy inny wampir na tym świecie.
James uśmiechnął się.
- Nie potrafi z niej korzystać, a gdy będzie ze mną, stworzymy razem ród, który będzie rządził na wieki.
- Jesteś bardzo pewny siebie i to mi się w tobie podoba. - Roześmiał się. - Miejmy taką nadzieję. Póki co, trzeba ją oswajać z tą myślą. Wkrótce w pełni dołączy do nas i zostanie twoją żoną. Spełni się moje i twoje marzenie. - Powiedział Aro. - Nikt nas nie pokona.
Renee nie mogła uwierzyć w to, co słyszała. Jej wychowanka miała być żoną najokropniejszego wampira na ziemi. Popatrzyła na Charliego. "To nie może się stać." On kiwnął głową, jakby od razu ją zrozumiał. Wiedzieli już jedno. Nie można dopuścić do tego, aby ich mała Bella trafiła w łapy tych potworów.


3 tygodnie później.
W pokoju Belli zapaliła się świeca, dająca niewiele światła. Widać jednak było eleganckie meble, zasłony, aksamitną pościel, łóżko z wielkim baldachimem. Trudno było uwierzyć, że zamieszkiwała go nastolatka, a nie dziewiętnastowieczna dama.
- Witaj, skarbie. - Powiedziała Renee do budzącej się Belli. - Obudź się, maleńka. Musisz już wstawać.
Bella zeskoczyła z łóżka i podbiegła do niej. Ucałowała w policzek, jak zwykle wzdrygnęła się lekko, czując jego chłód.
- Już tylko tydzień do moich urodzin. Tak się cieszę.
- Spokojnie. Mów ciszej. - Powiedziała szeptem. - Ubieraj się.
Podała jej czarny płaszcz z kapturem i inne ubrania, które były tego samego koloru.
- Wychodzimy.
- Dokąd? Nigdy nie wychodzimy o tej porze. - Spytała zdziwiona, ponieważ słońce właśnie raziło ją w oczy. A oni zwykle starali się nie wychodzić w piękną pogodę.
- Nie teraz. Pośpieszmy się. Później ci wszystko wyjaśnię. - Powiedziała i chwyciła Bellę za rękę.
Szybko zbiegły po długich schodach, nie robiąc przy tym żadnego hałasu. Za nimi podążał Charlie, obserwujący wszystko wokół i korzystający ze swojego daru. Wyszły na zewnątrz, gdzie stał już czarny Range Rover. Gdy zbliżyły się do samochodu, drzwi nagle otworzyły się.
-Wsiadajcie. Za chwile zauważą jej zniknięcie. – Powiedział Charlie, a one szybko wskoczyły do auta i odjechali z piskiem opon.

Chwilę później zapanował zgiełk w całym domu.
- Gdzie ona jest? - Wołał Aro.
Wszyscy usuwali mu się z drogi. Na jego twarzy widać było ogromną wściekłość. Dopadł wreszcie Jamesa.
- Miałeś jej pilnować. - Powiedział i chwycił go za koszulę, podnosząc lekko do góry. - Wiesz jaka ona jest dla nas ważna.
- Wymknęła się. Nie wiem jakim cudem. - Powiedział James. - Godzinę temu byłem u niej i spała, jak zwykle o tej porze.
- Renee wiedziałaby gdzie jest. Zawsze miała ją na oku. Akurat dziś wybrała się na polowanie. Gdybym nie widział jak wychodzi, pomyślałabym, że są razem. – Powiedział, gdy opuścił na ziemię swego ulubieńca. - Gdy wróci zajmie się wszystkim osobiście. Mamy poważny problem.

W samochodzie panowała grobowa cisza. Nikt nie śmiał się odezwać.
- Dokąd jedziemy? - Spytała w końcu Bella.
- W piękne miejsce, którego jeszcze nie widziałaś. - Odpowiedziała Renee i przytuliła ją.
- To znaczy gdzie? - Pytała dociekliwie.
- Daleko, za ocean. Zaraz wsiądziesz do samolotu z Charliem. Będziecie razem bezpieczni.
Spojrzała na swojego towarzysza. Znali się tak długo. Miesiąc temu oficjalnie wyjechał, a tak naprawdę ciągle był w pobliżu. Jego zdolności po raz kolejny okazały się niezwykle cenne. Przez cały ten czas planowali.
Teraz musieli to wykorzystać. Musieli tak zrobić. Nie było innego wyjścia. Zapach Belli był prawie nie wyczuwalny, więc ciężko było ją wytropić. On mógł się ukryć, ale przez nią od razu by ich znaleźli.
- Z Charliem? – Spytała. – A ty? - Była bardzo spostrzegawcza i szybko wyłapywała pojedyncze słówka.
- Musicie lecieć sami. - Powiedziała. - Na miejscu czeka na was samochód. Charlie zaopiekuje się tobą i ukryje. Przynajmniej przez jakiś czas. Nie możesz tutaj zostać.
Renee sięgnęła do torby i wyciągnęła pakunek. - Załóż jeszcze to i pod żadnym względem nie ściągaj.
Bella trzymała w rękach brązową perukę. Spojrzała na swoją opiekunkę i posłusznie ją założyła. Renee uśmiechnęła się i otworzyła drzwi.
- Biegnijcie. Samolot odleci za kilka minut.


-----

następne rozdziały będą pisane z perspektyw różnych osób


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wela
Pisarz



Dołączył: 05 Kwi 2009
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 2:21, 09 Maj 2009 Temat postu:

Jak mówiłam wcześniej, błędów zauważyłam kilka w dialogach, jednak mistrzynią w tym nie jestem, a z tego co wiem takową manię posiada nasza administrator. Kobitka tak się tym interesuje, że nawet ściągawkę czytelną napisała. Jeżeli zainteresowana nią jesteś, to kiliknij. Smile

Idę czytać pierwszy rozdział. (z tego co wiem, jest już ich kilka na ts, ale ja osobiście wolę w kawałkach, więc zamierzam czytać tutaj.)

Podobało mi się, chociaż od części technicznej - nadużywasz słowa powiedziała, powiedział. Naliczyłam się tych wyrazów, różnej odmiany aż trzynaście. No i ogólnie, jak napisałam wcześniej problemy z dialogami, ale już tutaj wypowiadać się nie będę, bo mam nadzieję, że tamten link sporo ci wyjaśni.

Ogólnie co do opowiadania uważam, że masz ciekawy pomysł, inny niż wszystkie, a to jest najważniejsze, zwłaszcza, że w dzisiejszym świecie coraz trudniej wymyślić coś niepowtarzalnego. Ma swój klimat, chociaż można powiedzieć, że jest nieoszlifowanym diamentem - na razie nie jestem przekonana aż tak mocno. Twój styl jest płynny i lekki, ale czasami odnoszę wrażenie, że aż za nadto. Jednak sądzę, że ten ff ma coś w sobie, a z tego co wiem, praktyka czyni mistrza. Wink

powodzenia w dalszym pisaniu i mam nadzieję, że wstawisz tu kolejny rozdział, mimo tego, że jak na razie, na tym forum, czytam tylko ja. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anak
Nowy



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:13, 12 Maj 2009 Temat postu:

betowała jak zwykle frill - dzięki


Rozdział 2


Nie wiem ile trwał lot, bo większość czasu przespałam. Muszę przyznać, że było dość niewygodnie z peruką na głowie. Nigdy nie nosiłam takich rzeczy, ale teraz podobno musiałam.
Przez cały czas, próbowałam nakłonić Charliego, aby wyjaśnił mi całą sytuację. Za kilka dni miałam świętować urodziny i szykowano wielką imprezę. Samej wydawało mi się to dziwne, bo przeważnie udawano, że mnie nie ma. Teraz miałam nagle znaleźć się w centrum uwagi. Jedynie James prawie cały czas za mną łaził, co było strasznie irytujące.
Nie pamiętam wszystkiego co się wydarzyło przez te wszystkie lata.
Moje życie kręciło się zawsze wokół tych samych osób, tego samego miejsca. Nigdy nie opuszczałam posiadłości, nie pozwalano mi na to. Teraz znalazłam się poza nią, wśród normalnych ludzi i nie wiedziałam, co robić. Czułam się dziwnie i nieswojo.
Przyzwyczajona byłam do ludzi o bladej karnacji, prawie białej, z ciemnym, czarnym lub czerwonym, wzrokiem, wiecznie poważnymi. Teraz miałam wokół siebie istoty o różnych karnacjach, z pogodnymi twarzami. Byli tacy normalni, a jednak dla mnie dziwni. Jedno jednak było pewne, byli podobni do mnie.
Wreszcie samolot wylądował.
- Gdzie jesteśmy? – Zapytałam niepewnie.
Chciałam wyjrzeć przez okno, ale wszędzie panowała ciemność.
- Mexico City - powiedział Charlie i wstał ze swojego miejsca.
Poszłam za jego przykładem.
- Pośpieszmy się. Zanim się rozjaśni musimy być w samochodzie.
Szliśmy przez lotnisko. Musiałam się pilnować, aby go nie zgubić. Był dużo wyższy ode mnie, dlatego też kroki, które stawiał były dłuższe. W dodatku, trzeba było się przepychać między ludźmi. Tłok był niemiłosierny.
Wydostaliśmy się wreszcie na zewnątrz. Charlie bez słowa szedł dalej, oglądając się, czy jestem w pobliżu. Udaliśmy się na parking, gdzie stało czarne BMW z przyciemnianymi szybami.
- Usiądź i zapnij pasy - powiedział i otworzył przede mną drzwi.
Posłusznie zajęłam miejsce. On usiadł na fotelu kierowcy i odpalił silnik.
- Dokąd teraz? - spytałam.
- Do Monterrey – oznajmił spokojnie i ruszył. – Jedziemy okrężną drogą, więc zajmie to nam cały dzień.
Po chwili wyciągnął kopertę z kieszeni płaszcza.
- Renee kazała ci to przekazać. Częściowo przedstawiła ci w tym całą sytuację. Resztę postaram wyjaśnić ci później.
Chwyciłam list i otworzyłam. Kiedy wyciągałam kartki, z wnętrza koperty wypadło coś błyszczącego. Wzięłam to do ręki i przyjrzałam się. Był to srebrny medalion z różą, na delikatnym łańcuszku.
- Jakie piękne - wymamrotałam do siebie, oglądając go ze wszystkich stron.
Charlie uśmiechnął się.
- Musiała ci to wreszcie dać.
Popatrzyłam na kartki.

„Droga Bello, a raczej Isabello Mario Elizabeth Lopez,
Tak, to Twoje pełne nazwisko. Twoja matka, Maria Julia Lopez zmarła podczas porodu, natomiast ojciec zginął w pożarze. Ja wyciągnęłam Cię wtedy z hacjendy na rozkaz Aro. Ten medalion, który teraz trzymasz w dłoniach, należał do Twojej matki. Na pewno, by chciała, abyś go nosiła.
Czas na wyjaśnienia.
Zapewne dziwiło Cię wielokrotnie nasze zachowanie. Jak już zdążyłaś zauważyć, my nie jesteśmy tacy jak Ty. Jesteśmy nieśmiertelni. Wszystkie osoby, które dotąd Cię otaczały, są wampirami. Charlie wyjaśni Ci później wszystko dokładnie.
Z Tobą wiąże się legenda: „Gdy nadejdzie dzień Zaduszny, na świat przyjdzie potępione dziecko o czerwonych jak krew włosach. Po siedemnastu latach stanie się nieśmiertelną. Posiądzie najpotężniejszą siłę, moc i zdolności.” Od wieków wszyscy zastanawiali się, kiedy to nastąpi. Aro dowiedział się o Tobie, kilka minut po porodzie. Wiedział, że chodzi o Ciebie. Rozkazał mi zabrać Cię stamtąd. Miałaś dać mu siłę i potęgę, której tak bardzo pragnął.
Dowiedziałam się o jego planach. Wiem, jaka jesteś, w końcu sama Cię wychowałam. Nie powinnaś cierpieć. Aro marzy, żebyś została żoną Jamesa i wraz z nim stała u jego boku. Nie chcemy i nie możemy do tego dopuścić.
Charlie wywiezie Cię daleko. Ma zdolność. Potrafi ukryć siebie i osoby, które wyznaczy, przed oczami złych. Oznacza to, że nie wyczują Cię i nie wytropią. Postaram się utrzymać ich z dala od Was, przynajmniej do dnia Twoich urodzin. Nie wiem, co się wtedy wydarzy, ale Charlie będzie przy Tobie.
Znaleźliśmy idealne schronienie. Będziecie mogli w miarę normalnie funkcjonować. Jeśli mi się uda, dołączę do Was. Bądź silna. Wierzę, że dasz sobie radę.

Całuję,
Renee
P.S
Nie ujawniaj się tamtym. Charlie wie, o kogo chodzi.

Nie zdawałam sobie sprawy, że czytałam z otwartymi ustami.
Jak to możliwe? Wampiry? Nieśmiertelna? Legenda? Nie, to nieprawda. To głupi sen.
Uszczypnęłam się kilka razy. Nie pomogło.
- Spokojnie, Bello - powiedział Charlie i uśmiechnął się. - My nie chcemy, byś stała się potworem jak James i Aro. Dlatego cię wywozimy i wszystkiego nauczymy. Dzięki temu nie będziesz musiała słuchać tamtych.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Wreszcie to do mnie docierało. To wszystko, co się działo przez siedemnaście lat, było jak iluzja. Chroniono mnie przed światem zewnętrznym, abym była im posłuszna. Nie poznała innych ludzi, wampirów. Musiałam liczyć się z ich zdaniem. Teraz miałam okazję zaznać nowego życia. Przynajmniej przez te kilka dni.
- Dokąd jedziemy? Co Renee miała na myśli pisząc „nie ujawniaj się tamtym”? – chciałam wiedzieć.
- Teraz jedziemy do Monterrey. Tam przesiadamy się do samolotu i lecimy do Nowego Jorku, a stamtąd do małej miejscowości na północy Stanów – odrzekł. - Spodoba ci się tam.
- A co z tamtymi? - dopytywałam.
- Mieszka tam pewna rodzina. Razem jest ich siedmioro. Wszyscy są wampirami jak ja i tak jak wkrótce ty. Mają inne zasady niż Aro. Główną różnicą jest to, że żywią się krwią zwierząt, nie ludzi. Ja też tak wolę. Uznaliśmy, ze to najlepsze miejsce, bo Renee ich zna. Mam przekazać Carlislowi list od niej. Może nam pomogą, ale nie możemy im wszystkiego powiedzieć.
Mówiąc, patrzył mi prosto w oczy.
- Buzia na kłódkę – powiedziałam poważnie.
- Wszystko będzie dobrze. Boimy się jedynie twoich urodzin, bo nie wiemy, co się stanie. Potem będzie lepiej.
Popatrzyłam na medalion i zamknęłam oczy.
- Isabella Maria Elizabeth Lopez - wyszeptałam.
- Pięknie, ale teraz będziesz tylko Isabellą Swan. Normalną nastolatką - zadecydował Charlie. - Ja będę oficjalnie twoim ojcem, żeby nikt nie zadawał zbędnych pytań.
Uśmiechnęłam się i ziewnęłam.
Nie byłam przerażona wizją bycia wampirem, byłam szczęśliwa. Wreszcie poznałam prawdę o swoim przeznaczeniu. Wiedziałam, kim jestem i kim będę. Choć nikt nie wiedział, co się dokładnie stanie.
Nie muszę się bać. Przez te wszystkie lata mieszkałam pod jednym dachem z kilkoma, kilkunastoma wampirami i nikt mi nie zrobił krzywdy.
Nie wiem sama, kiedy zasnęłam. Dopiero Charlie mnie obudził, gdy musieliśmy wyjść i pobiec na samolot. Tam znów odpłynęłam.

***************************************************

Renee
Wiedziałam, że Aro będzie wściekły. Miałam jednak nad nim przewagę. Nie potrafił odczytać moich myśli. Byłam świetnym tropicielem, obdarzonym tarczą. Nikt nie miał wstępu do mojego umysłu. Teraz to było dla mnie zbawienie.
- Gdzie się podziewałaś? - spytał wściekle, patrząc na mnie. - Bella zniknęła.
Wiedziałam, co mam robić. Zaczęłam patrzeć przerażona i wrzeszczeć na wszystkich wokół, pytając, gdzie Bella, gdzie moja kochana dziewczynka. Udawałam wściekłość, złość, smutek i żal do nich, że jej nie upilnowali. Wiedziałam, że mi uwierzą. Byłam świetną aktorką. Lata praktyki.
- Masz ją znaleźć– rozkazał mi Aro.
- Wiesz, że to prawie niemożliwe – odpowiedziałam. - Ona jest inna.
- Wiem, ale to ty jesteś wyczulona na nią najbardziej. Musimy ją odnaleźć przed jej urodzinami.
Patrzyłam to na Aro, to na Jamesa. Wiedziałam, jak bardzo jej pragną. A raczej tego, co może im dać.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy.
- Ufam ci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wela
Pisarz



Dołączył: 05 Kwi 2009
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:16, 16 Maj 2009 Temat postu:

To opowiadanie ma swój klimat. Nie każde takowy posiada. Nie każde mnie do siebie przyciąga. Te jednak tak. Zapewne to z powodów normalnych - ciekawa, oryginalna, niespotykana fabuła. Nie wiem, co szykujesz dalej. Chociaż szczerze mówiąc trochę zmartwił mnie wątek z Cullenami - byłam pewna, że ich pominiesz. Mimo wszystko po dłuższym przemyśleniu uznałam, że wszystko (oczywiście teoretycznie) będzie teraz wyglądać podobnie do zmierzchu. Charlie jako ojciec Belli zamieszkają w Forks, z tym, że także będą wampirami - podoba mi się jak to wszystko sobie wykombinowałaś. Mam nadzieję jednak, że miziu-miziu tutaj nie będzie. Owszem, ja nie mam nic do big love B&E, ale od tego opowiadania wymaga się po prostu więcej.
Sądzę, że się nie zawiodę. Na pewno nie będziesz wszystkiego sprowadzać do wątku cullenowego. Wink

no to w takim razie czekam na kolejny rozdział Wink

p, wela.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anak
Nowy



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:25, 19 Maj 2009 Temat postu:

Cullenów dałam bo ich lubię, ale uprzedzam, że nie będzie jak w Zmierzchu
i na pewno nie jest to normalne opowiadanie

Rozdział 3

Alice
Siedziałam w salonie. Mój kochany Jasper obejmował mnie ramieniem i wtulał twarz w moje włosy, tak jak lubię. Poza tym, trochę się nudziłam. Emmett z Rose wyjechali na polowanie. Carlisle siedział u siebie w gabinecie, Esme szkicowała, siedząc na kanapie, a Edward grał na fortepianie jej ulubioną melodię.
Nagle moje oczy zaszły mgłą.
Zobaczyłam mężczyznę i młodą dziewczynę. Wysiadali z nowiutkiego mercedesa klasy M. On był wampirem, rozpoznałam to od razu. Ona jednak... sama nie wiem. Była jakaś dziwna.
Wizja się skończyła i ujrzałam przed sobą Edwarda, a za nim resztę. Wszyscy patrzyli z zaciekawieniem.
- Wampir - powiedziałam. - I jakaś dziewczyna.
Spojrzeli na mnie zdziwieni.
- Dziewczyna? Jest wampirem czy człowiekiem? - zapytał Carlisle.
- Nie wiem. Nie wyczułam. - spuściłam wzrok.
Czułam się winna, że nie mogłam tego stwierdzić. Wszyscy patrzyli na mnie z nadzieją.
- Kiedy? – zadała pytanie lekko przerażona Esme.
- Dziś wieczorem. - tego byłam pewna. – Ten człowiek również żywi się krwią zwierząt. Od niedawna.



Bella
Nie wiem ile czasu upłynęło, zanim wylądowaliśmy w Nowym Jorku. Z nagłówka gazety leżącej przy kiosku, wywnioskowałam, że jeszcze pięć dni do moich urodzin.
Wyszliśmy przed lotnisko i Charlie znalazł taksówkę. Szybko wsiedliśmy do auta i parę ulic dalej zakończyliśmy jazdę. Nie pytałam go o nic. Wciąż mało wiedziałam, ale stwierdziłam, że przyjdzie czas na wyjaśnienia.
Poszliśmy na parking, gdzie stał czarny mercedes. Przyznam, że robił wrażenie. Zajęłam miejsce obok kierowcy i spojrzałam na Charliego. Dostrzegłam szeroki uśmiech na jego twarzy.
- Gdzie teraz? – ciekawość mnie zżerała.
Od naszego wyjazdu, a raczej ucieczki podobne pytania zadawałam praktycznie, co chwilę.
- Forks - odpowiedział. - To najlepsze miejsce, jak na razie.
- Forks? - powtórzyłam pytająco. - Dlaczego?
- To jedno z najbardziej pochmurnych i deszczowych miejsc w Stanach. Poza tym, tam mieszkają oni, Cullenowie.
Po raz pierwszy wspomniał ich nazwisko. Zaczęło mnie to wszystko coraz bardziej intrygować.
Nie rozmawialiśmy w czasie dalszej drogi, bo znów przysnęłam. Obudziłam się, gdy dojeżdżaliśmy do miasteczka. Zdążyłam zobaczyłam tabliczkę „Forks”. Koniec podróży.
Jechaliśmy jeszcze spory kawałek, aż Charlie skręcił w wąską, krętą dróżkę prowadzącą przez las. Na jej końcu, moim oczom ukazał się piękny, niewielki, ceglany dom. Samochód zatrzymał się tuż przed bramą.
- Tu będziemy mieszkać? – zadałam kolejne pytanie, wskazując na willę. Charlie kiwnął twierdząco. - Jest śliczny.
Otworzyłam drzwiczki i wbiegłam po schodkach. Stanęłam przed wejściem i czekałam na mojego towarzysza. Patrzył podejrzliwie.
- Wejdź do środka, na prawo jest biblioteczka - rozkazał. - Czekaj tam. Będziemy mieli gości.
Nabrałam powietrza w płuca i patrzyłam na niego z przerażeniem. Czy James i Aro już wiedzieli?
- To Cullenowie. Chcą się przywitać. - powiedział spokojnie.
Odetchnęłam z ulgą i weszłam do środka. Nie rozglądałam się zbytnio, od razu skierowałam się do wskazanego pokoju. Było w nim pełno książek. Na środku stało drewniane biurko z komputerem. Usiadłam na kanapie znajdującej się przy drzwiach i nasłuchiwałam.


Carlisle
Wiedzieliśmy, że musimy się dowiedzieć, kim są i po co przyjechali. Zdecydowaliśmy się pojechać w piątkę, ja, Esme, Alice, Jasper i Edward. Najbardziej na niego liczyłem, bo jego zdolność mogła być przydatna w razie problemów.
Nie miałem kłopotów z trafieniem na miejsce. Przed domem stał czarny mercedes. Od razu dostrzegłem mężczyznę. Znajdował się przy furtce i patrzył w naszą stronę. Czekał na nas.
Zatrzymałem samochód.
- Jest sam - powiedział Edward zdziwionym głosem.
- Jak to sam? – To było przecież niemożliwe.
Wiedziałem, że Alice w swojej wizji widziała dwie postacie, jego i dziewczynę. Wysiadłem. Reszta rodziny zrobiła to samo i po chwili stanąłem na przeciwko mężczyzny.
- Witaj, Carlisle - przemówił przyjaźnie i wyciągnął do mnie rękę. - Jestem Charlie.
Uścisnąłem dłoń.
- Witaj. To moja rodzina.
- Wiem - wtrącił. - Esme, Edward, Alice i Jasper. Brakuje jeszcze dwójki. Cudowne powitanie.
Uśmiechał się. Ja jednak zapadłem w chwilę otępienia. On nas znał. Wszystkich. Popatrzyłem na resztę. Oni również byli w szoku.
- Znasz nas?
- Słyszałem o was sporo – powiedział, a z jego twarzy nie znikał uśmiech.
- Jesteś sam?
- Widocznie Alice miała wizję - wyciągnął z kieszeni kopertę. - Przeczytaj, ale tylko ty.
Popatrzyłem na napis widniejący na wierzchu.
„Wiem, że Edward czyta w myślach. Nie może jednak wiedzieć o tym, co jest w środku. Dlatego na czas czytania obejmę cię swoją mocą.”
Spojrzałem na niego.
- Czytaj - rzekł. - Przecież macie przewagę.
Z ciężkim sercem wyciągnąłem kartki i pogrążyłem się w lekturze.

„Drogi Carlisle,
Nie wiem czy mnie pamiętasz. Nazywam się Renee i jestem jedną z najbardziej zaufanych osób Aro. Charlie to mój oddany przyjaciel. Nie jest sam. Przyjechała z nim Bella, moja podopieczna.
Pamiętasz legendę o czerwonowłosym dziecku. Aro odnalazł je siedemnaście lat temu. Mnie wyznaczył do wychowania jej. Teraz muszę ją chronić przed nim i Jamesem. Pomóż mi. Ona jest niezwykła. Nie wiemy, co dokładnie wydarzy się w noc Zaduszną. Kończy siedemnaście lat. Nie możemy pozwolić, by dostała się w łapy Aro. On chce ją wykorzystać do swoich niecnych planów.
Jestem dalej przy nim. Ufa mi, a dzięki tarczy nie wie, że jej pomogłam. Wkrótce dołączę do was, ale muszę odciągnąć ich od Belli.
Pójdź do niej i porozmawiaj. Jest inna. Nie wyczujesz jej, bo nie jest ani zwykłym człowiekiem, ani wampirem.
Pomóż jej. To moja prośba. Nie mów o tym, kim jest. To musi pozostać w sekrecie. Spal list i chroń myśli przed Edwardem.
Renee”

Patrzyłem na list z niedowierzaniem. Legenda jest prawdziwa.
Chwyciłem zapalniczkę, którą miałem w kieszeni i podpaliłem przesyłkę. Reszta patrzyła na mnie i nie wiedziała, co robić. Ja już wiedziałem. Musiałem ją poznać.
- Gdzie?
- Na prawo - powiedział spokojnie. - Ja tu zostanę.
Skierowałem się do drzwi i zobaczyłem, że męska część rodziny chce iść ze mną. Byli zdezorientowani. Nie wiedzieli, co się dzieje, bo Edward nie słyszał moich myśli.
- Zostańcie. Nic mi nie będzie - powiedziałem i pewnie wszedłem do środka.



Bella
Długo siedziałam i ciągle nie wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi. Nic nie słyszałam, więc domyśliłam się, że rozmawiali na zewnątrz. Nagle drzwi do pokoju otworzyły się. Przestraszyłam się i odruchowo odsunęłam w sam róg pokoju.
Przede mną stanął wysoki mężczyzna o niepowtarzalnej urodzie. Miał lśniące, krótkie blond włosy i złote oczy. Był wampirem, to było pewne, ale patrzył inaczej, z życzliwością.
- Bella? – Chciał się upewnić.
Kiwnęłam odruchowo głową. Nie miałam ochoty powiedzieć nic więcej.
- Miałaś mieć czerwone włosy - zaczął mi się bacznie przyglądać.
Wiedział. Charlie opowiedział mu moją historię. Ściągnęłam perukę i prawdziwe kosmyki opadły mi na ramiona. Patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- To prawda. Legenda się spełniła – mruknął do siebie i po chwili uśmiechnął.
Odwzajemniłam uśmiech. Nie wiem, czemu, ale wyglądał na godnego zaufania. Miał w sobie coś niesamowitego.
- Pomożemy ci, choć nie wiem jeszcze jak - powiedział, podszedł do mnie i mocno przytulił. - To prawda. Jesteś inna. Nie pachniesz jak człowiek.
Spojrzał z zaciekawieniem.
- Muszę coś wymyślić, aby cię nie zdradzić.
Czułam, jakby był dla mnie kimś więcej. W jego głosie i zachowaniu nie wyczuwałam nic znanego mi wcześniej. Biło od niego ciepło i troska.
Nie zadawał zbędnych pytań. Odwrócił się i poszedł w kierunku drzwi. Podczas ich otwierania, zerknął na mnie.
- Do zobaczenia. Uważaj na siebie.
Uśmiechnęłam się i założyłam ponownie moje brązowe, sztuczne włosy.


Edward
Co tam się działo? Czemu nie pozwolił mi iść razem z sobą?
Wysiedliśmy z samochodu i podeszliśmy do tego całego Charliego. Patrzył, jakby znał nas od zawsze. Wiedział, co potrafimy. Próbowałem przeniknąć przez jego umysł, ale natrafiłem na blokadę. Podał Carlisle kopertę. Tak bardzo chciałem wiedzieć, co w niej jest. Ku mojej irytacji, umysł lekarza również otoczył mgłą.
Wiedziałem, że reszta chciała wyjaśnień, ale nie miałem im nic do powiedzenia. Nic nie wiedziałem i czułem się z tego powodu dziwnie, niepotrzebnie.
Gdy zapytał: „Gdzie?” I uzyskał odpowiedź, chciałem pójść z nim. Powstrzymał mnie.
Ciekawość zżerała mnie od środka. Tak bardzo pragnąłem poznać tę przeklętą tajemnicę. Czułem się bezsilny.
- Dokąd on idzie? – usłyszałem głos zaniepokojonej Esme.
Wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem.
- Esme, nie bój się. Nic mu nie grozi. – odezwał się do niej Charlie. Delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Kim ty jesteś? - zapytałem go.
- Dowiesz się wszystkiego, kiedy nadejdzie właściwy moment. - odpowiedział.
Zdawało mi się, że nieobecność Carlisle trwa wieczność. Nie słyszałem go, nie czułem. Spojrzałem na Alice, ale ona także wydawała się zagubiona. Nie miała żadnej wizji.
Wreszcie wyszedł, ale dalej nie mogłem odczytać jego myśli.
- Pomożemy ci. Nic nie powiem, ale przyrzekam, że będziemy jej pilnować. - powiedział spokojnie, a my gapiliśmy się na nich oszołomieni.
O kim on gada? Ona tam jest? Czemu jej nie czuję? W głowie kłębiło mi się mnóstwo pytań bez odpowiedzi.
Charlie uścisnął mu rękę.
- Sam im powiem w odpowiednim czasie.
- Dobrze - Carlisle pokiwał głową. - Będzie cały czas w domu?
- Nie. Jutro idzie do szkoły. To ona będzie tą nową uczennicą, o której huczy w miasteczku. Musimy stwarzać pozory, ale będę w pobliżu niej - oznajmił Charlie.
Nie wytrzymałem.
- O kim rozmawiacie? Kim ona jest? Chcemy ją zobaczyć. - warknąłem.
Carlisle podszedł do mnie i położył rękę na ramieniu.
- Spokojnie synu.
- Muszę ją przygotować na to wszystko. Poznacie ją jutro i dbajcie o nią. - poprosił Charlie i wszedł się do środka.
- Do zobaczenia.
Patrzyłem z wyrzutem na ojca. Myśli skierował na swoich pacjentów. Wiedziałem, że chce przede mną ukryć prawdę.
- Jedziemy - zakomunikował.



Renee
Byłam pewna, że już dotarli na miejsce. Charlie i Bella byli prawie bezpieczni. No właśnie, prawie.
Ja musiałam teraz zadbać o resztę. Zostało mi tak niewiele czasu.
- Coś nowego? – pytał, co chwilę Aro.
- Właśnie wysłałam ludzi do Hiszpanii. Ktoś widział ją na lotnisku i zauważył, że wsiadła na pokład samolotu do Madrytu.
Patrzył na mnie wściekle.
- Kto jej powiedział?
- Ja na pewno nie. Obiecałam – powiedziałam spokojnie. - Wiesz, że miała sny. Może sama się domyśliła.
- Czemu nie pojechałaś z nimi?
- Chcę być na miejscu, gdyby się okazało, że jednak wróciła.
Tak naprawdę, chciałam go mieć na oku. Nigdy nie wiadomo, co mu odbije. Może odgadnie, kto stoi za tym wszystkim. Wtedy wolę być w pobliżu. Musiałam ich pilnować, jego i Jamesa.
Dałam Belli kolejne kilka godzin.

****************

Wyjaśnienie:
Noc zaduszna to pierwsza listopadowa noc. Więc skoro jest 2008 to będzie to w sobotę (wg kalendarza). Belli zostało 5 dni, więc przyjechali w poniedziałek, ona pojawi się w szkole we wtorek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anak
Nowy



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:49, 28 Maj 2009 Temat postu:

jeśli kogoś interesuje ciąg dalszy to

wersja pdf na:

[link widoczny dla zalogowanych]

tam też drugie opowiadanie "Mabel" (całkowicie mój wymysł)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum www.tworzymy.fora.pl Strona Główna -> Fandom: Zmierzch / Niezakończone Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB (C) 2001, 2005 phpBB Group
Theme Retred created by JR9 for stylerbb.net Bearshare
Regulamin